Uwielbiam od czasu do czasu przepaść w czeluściach Instagrama, bo zawsze dzięki temu natrafiam na ciekawe i inspirujące profile. I tak było w przypadku dzisiejszej bohaterki Chill Talks.
Kiedy natrafiłam na profil Ewy, która uczy świadomego odżywia i holistycznego dbania o siebie, od razu poczułam, że nadajemy na tych samych falach. I nie myliłam się! Z Ewą mamy niemal identyczne podejście do życia. Podpisuję się rękami i nogami pod wszystkim, co znajdziecie w dzisiejszej rozmowie. Mam nadzieję, że rozmowa z Ewą zainspiruję Cię do jakiś zmian w Twoim życiu.
Na rozgrzewkę powiedz w kilku zdaniach, kim jesteś i czym zajmujesz się na co dzień?
Uczę świadomego odżywiania, czyli nie tylko tego co, ale przede wszystkim jak jeść. Podczas indywidualnych kursów i na moich social mediach pokazuję, jak skutecznym wsparciem jest codzienna uważność. Dzięki niej możemy zwolnić, wsłuchać się w głos ciała i emocji.
Nie układam diet, nie zakazuje niczego. Pomagam za to nauczyć się siebie. Dzięki temu moje kursantki osiągają swój cel, a ten jest różny. Tracą wagę, naprawiają relację z jedzeniem, rozwijają się. Dlatego też na Instagramie i na blogu nie piszę wyłącznie o jedzeniu, ale także self-care i mindfulness.
Wierzę w to, że każda z nas może żyć w swoim rytmie. Czym dla Ciebie Ewa jest życie w swoim rytmie?
Dzięki samoobserwacji i uważności nauczyłam się, czego potrzebuje moje ciało. Dyplomy z dietetyki i wiedza, którą zdobyłam w trakcie podyplomowych studiów z psychodietetyki, które kończę w tym roku, są doskonałą podstawą.
Dobry kontakt ze sobą stanowi idealne dopełnienie całości. Powiedzmy, że to jest taki pakiet, który skutecznie prowadzi do równowagi w ciele i umyśle. Tym samym stworzyłam swój rytm i żyję w nim z zgodzie. Wiem, jak cudownie odmieniło to moje życie, dlatego dziś dzielę się tym na Składnikach Szczęścia.
Dzięki samoobserwacji i uważności nauczyłam się, czego potrzebuje moje ciało.
Masz przepis na udany poranek? Co rano wprawia Cię w dobry nastrój i dodaje energii na resztę dnia?
Wszystko zaczyna się w głowie. Pierwsze co mnie i każdego z nas wita rano, to myśl. Przywiązuję zatem dużą wagę do tego, żeby poprowadzić ją w stronę radości. Uwielbiam słowo „joy”, bo ono idealnie oddaje tę cudowną energię szczęścia. Budzę się zatem z dobrą intencją i uświadomieniem sobie, jak naprawdę wspaniałe mam życie. Serio. Wiesz, mnie cieszą naprawdę proste rzeczy.
W praktyce mój idealny poranek jest pozbawiony pośpiechu. Robię szybką „wtulkę” w męża, myję zęby, buzię i idę do pracowni. To moje miejsce, w którym nie tylko piszę i uczę. Mam tu też na stałe rozłożoną matę do jogi i pufę do medytacji.
Wszystko zaczyna się w głowie. Pierwsze co mnie i każdego z nas wita rano, to myśl. Budzę się zatem z dobrą intencją i uświadomieniem sobie, jak naprawdę wspaniałe mam życie.
Dzień na ogół rozpoczynam od ulubionych asan, które kończę dziesięciominutową sesją uważności. W ten sposób zarówno moja głowa, jak i moje ciało są gotowe do tego, żeby rozpocząć dzień, czyli… zjeść owsiankę.;)
Czas lockdownu i koronawirusa pokazał wielu osobom, jak ważne jest dbanie o siebie nie tylko na zewnątrz, ale także od wewnątrz. Czy masz jakieś sposoby, które pomagają Ci zadbać o wewnętrzny spokój?
Oczywiście. O większości już wspomniałam. Medytacja, joga, ale także aromaterapia. Mój spokój też jest ściśle powiązany z moją dietą. Wierz mi, że to, co jemy, bardzo przekłada się na to, ile mamy przyjemności i siły. Ale także na to, jak myślimy, czujemy i odbieramy bodźce. To długa, ale bardzo piękna historia.
To, co jemy, bardzo przekłada się na to, ile mamy przyjemności i siły, na to, jak myślimy, czujemy i odbieramy bodźce.
Ulubiony rytuał, który w jakiś sposób zmienił Twoje życie, to?
Medytacja i praktyka świadomego oddechu. W pewnym sensie uratowały mnie w bardzo trudnym momencie mojego życia. Dziś jest to integralna część mojej rutyny self-care.
Jak najbardziej lubisz odpoczywać? Jakie rzeczy, czynności pomagają Ci się zrelaksować i zregenerować, by mieć siłę do działania?
Poza wspomnianymi numerem jeden jest zapach. On wycisza mnie jak mało co. Dlatego zawsze podczas medytacji palę Palo Santo albo rozpylam olejki eteryczne. Oczywiście uwielbiam też świece, szczególnie jesienią. Wtedy płomień nadaje dodatkowego nastroju we wnętrzu.
Kocham jeździć na rowerze i spacerować. Przemierzam kilometry, podczas których lubię rozmyślać, a czasami słuchać podcastów. To jednak zależy od tego, czy moje ciało ma ochotę się odizolować i wyciszyć, czy realizować kreatywnie. Muzyka, książka, gorąca kąpiel brzmią banalnie, ale są niesłychanie pomocne.
Mam jeszcze jeden, szalenie skuteczny sposób, choć zapewne nietypowy. Ja bardzo odpoczywam w towarzystwie mojego męża. Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu ze względu na charakter naszej pracy i naszych życiowych priorytetów. Śmiejemy się, że nam świat nie jest potrzebny.:) Oznacza to jednak tyle, że nie mamy siebie dość. Maciek to nie tylko mój mąż. To przede wszystkim mój najlepszy przyjaciel i kumpel. Koi mnie zawsze i bezbłędnie.
Czy masz jakiś ulubiony gadżet osiędbaniowy?
Zaskoczę Cię. Mam, ale nie jest on rodem z „łazienki”. Nie wyobrażam sobie dbania o siebie bez piekarnika z funkcją gotowania na parze. Moje „osiędbanie” zaczyna się na talerzu i to jest właśnie gadżet, który uwielbiam. Bez niego nie wyobrażam sobie swojej kuchni, która na marginesie mówiąc jest drugim po pracowni ulubionym miejscem w domu.
Uwielbiam jeść, uwielbiam gotować. Swoją drogą to też jest mój sposób na odpoczynek. Takie nie nerwowe krzątanie się w kuchni, którego efektem jest pyszny, zdrowy posiłek.
Uwielbiam jeść, uwielbiam gotować. To też jest mój sposób na odpoczynek.
Jak wygląda Twoja wieczorna rutyna? Co pomaga Ci się wyciszyć przed snem?
Długa kąpiel w wannie pełna olejów do pielęgnacji skóry ciała i twarzy. Łazienka wypełniona zapachem świecy… Tak, zdecydowanie to jest mój czas, w którym zwalniam. Przygotowuję w ten sposób ciało i głowę do snu.
Czy jest coś, co chciałabyś wprowadzić w tym roku do swojego życia, by jeszcze lepiej zadbać o siebie i swój odpoczynek?
Owszem. Zdecydowanie chcę rozwijać praktykę jogi. To idealny sposób dbania o ciało i emocje. Doskonałe narzędzie do zadbania o siebie fizycznie i psychicznie.
Masz takie miejsce na ziemi, w którym wiesz, że zawsze doładujesz swoje wewnętrzne baterie?
Przede wszystkim obok mojego męża. Jeśli pytasz o pinezkę na mapie, to są takie dwie. Mój dom na warszawskim Żoliborzu i Toskania.
I na koniec zdradź czy masz jakieś skryte guilty pleasure?;)
Domyślam się, że spodziewasz się opowieści o czekoladzie, lodach albo pizzy. Rozczaruję Cię. Kiedy odżywiasz się świadomie, nie ma guilty pleasure. Jem to wszystko, ale dziś poczucie winy po posiłku jest mi zupełnie obce. Po prostu wybieram świadomie to, co doceni moje ciało, a kalorie nie mają tu znaczenia.
Nie zmienia to jednak faktu, że są produkty, wobec których jestem wręcz bezbronna. Nawiązując do ukochanej Toskanii, wyobraź sobie szarpnięty kawałek bagietki (kocham jeść rękami i robię to zawsze, kiedy tylko mam taką możliwość), subtelnie potraktowany wręcz zieloną, nierafinowaną oliwą z oliwek z pierwszego tłoczenia. Chrupiący kęs gryziony aż bagietka odda delikatną słodycz, którą kryje na końcu mieszającą się z pikanterią oliwy. A to wszystko popite łykiem prostego, wytrawnego wina, np. Chianti. To jest poezja smaku w swojej prostocie. Rzecz jasna produkt musi być doskonałej jakości. To jest tylko częściowa odpowiedź na pytanie, bo „pleasure” jest absolutna, ale kompletnie okradziona z „guilty”.
Jak podobała Ci się rozmowa z Ewą? Jestem ciekawa, który rytuał najbardziej się spodobał i masz ochotę go spróbować? A może sama masz ulubiony osiędbaniowy rytuał i chciałabyś się z innymi czytelniczkami podzielić? Pisz śmiało w komentarzu!
Zobacz także Chill Talks #11 z Olą Kwiatkowską, która jest twórczynią Slow Living Poland. Ola organizuje wyjazdy w nietuzinkowe miejsca w duchu osiędbaniowym, które łączą relaks, warsztaty, lokalny slowfood i sielankę.